Pasmo skalnego masywu Supramonte biegnie z południa na północ, wpadając do morza pionowymi skalnymi zerwami kilkuset metrowej wysokości. Pionowe wybrzeże idąc po delikatnym łuku tworzy przepiękną zatokę Golfo di Orosei. Krawędzią tych zerw biegnie szlak Selvaggio Blu, słynący z zapierających dech w piersi widoków oraz z tego że jest bardzo trudny i niebezpieczny. Poruszanie się po tym szlaku wymaga znajomości technik wspinaczkowych, sugerowane jest również przemierzanie go z kwalifikowanymi, lokalnymi przewodnikami. Specyfika terenu oraz brak oznakowania szlaków powoduje, że nawet poruszanie się z GPS-em, kompasem i mapą nie gwarantuje sukcesu. Przemierzenie szlaku zajmuje około tygodnia i jest to tylko możliwe poza sezonem letnich wakacji. Letnie, bardzo wysokie temperatury, ten i tak trudny teren czynią prawie niedostępnym. Głównym punktem na szlaku Selvaggio Blu jest widok na zatokę Golfo di Orosei z urwiska o wysokości siedmiuset metrów o nazwie Punta Salinas.
To jest kolejny punkt na naszej liście, który pragniemy odwiedzić bez względu na trud i niebezpieczeństwa. Lipiec to najgorętszy miesiąc na Sardynii i najgorszy czas na zwiedzanie masywu Supramonte. Mieliśmy możliwość się o tym przekonać idąc do kanionu Gola di Gorroppu. Panuje tu o tej porze niewyobrażalny skwar, słońce operuje od samego rana ostro i wysoko, jest niewiele zacienionych miejsc, szaro-biała skała odbija oślepiające światło, a woda jest tylko w najgłębszych kanionach. My jednak jesteśmy pozytywnie zdeterminowani i decydujemy się na wyprawę pomimo czekających nas trudów. Pragniemy zobaczyć zatokę Golfo di Orosei oraz plażę Cala Luna leżącą u podnóża Punta Salinas.
Do celu prowadzić będzie nas dwójka lokalnych mieszkańców Polskiego pochodzenia, którzy bardzo intensywnie eksplorują dzikie zakątki Sardynii. Mają ogromną wiedzę o szlakach i wiedzą jak w ciągu jednego dnia bezpiecznie dotrzeć na Punta Salinas od strony lądu . Wyruszamy rano aby w miarę możliwości uniknąć żaru. Niestety nic z tego. Termometr od samego świtu pokazuje coraz to wyższą temperaturę. Gdy dojeżdżamy samochodem do miejsce, gdzie zaczyna się nasz pieszy szlak termometr wskazuje w cieniu 39 stopni C. Dobrze że prowadzi nas lokalny przewodnik, który wspiera się GPS-em. Szlak szybko robi się kręty, mało czytelny i łatwo się pogubić w gąszczu dróżek, ścieżynek, skał, zagajników, wąwozów i krzaków. Ze względu na dokuczający od samego początku upał nie możemy pozwolić sobie na błądzenie, musimy iść jak po sznurku.
Poruszamy się systematycznie do przodu. Zapasy naszej wody niepokojąco szybko zaczynają się kurczyć. Mimo tego że zrobiliśmy dopiero 1/4 planowanej trasy zaczynamy racjonować wodę aby starczyła nam na powrót. Z każdym krokiem wkraczamy w coraz bardziej niezwykłą krainę, surową i dziką a zarazem piękną. Doświadczamy takiego upału z jakim nikt z nas wcześniej nie miał do czynienia. Błękitne niebo, bez jednej chmurki i hutniczy żar przenoszą nas już zupełnie do innej krainy i odmiennego stanu. Kiedy znajdujemy odpowiednie miejsce na krótki odpoczynek zaczynają dziać się niezwykłe rzeczy. Jaszczurki, które do tej pory miałem za całkowicie płochliwe, zaczynają podchodzić do nas jak domowe, oswojone zwierzęta. Żebrają o coś do jedzenia a po płyn są gotowe wejść nawet na rękę. Niesamowite przeżycie. Po krótkim odpoczynku kluczymy jeszcze przez chwilę po luźnym rumoszu skalnym, między krzewami i wreszcie docieramy do celu wyprawy.
Cisza… Jest cicho i spokojnie, powietrze stoi w miejscu, żar leje się z nieba a my jesteśmy w dziwnym miejscu zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. Stoimy, siadamy, patrzymy na być może najpiękniejszy widok jaki przyszło nam podziwiać w życiu. Bardzo egzystencjalny moment, taki w którym doświadcza się obecności absolutu. Kto nie był na Punta Salinas ten nie widział Sardynii!
Zaczynamy wracać w całkowitym milczeniu. Każdy zmaga się sam ze sobą i z figlami, które zaczyna płatać nam umysł od przegrzania. W miejscach wystawionych na maksymalną ekspozycje słoneczną temperatura przekracza 50 stopni C. Jest tak gorąco że zaczynamy mieć problemy z utrzymaniem dyscypliny umysłu. Jest to dla nas prawdziwy test hartu ducha. Jest to również test dla mnie jako fotografa i sprzętu fotograficznego. Zdjęcia robię na wpół świadomie. Aparat jest tak rozgrzany, że kiedy biorę go do ręki aby zrobić zdjęcie spust migawki parzy mnie tak w palec, że ciężko mi utrzymać aparat i zrobić zdjęcie. Poza tym od nadmiaru potu aparat wypływa mi z ręki. Miałem poważne obawy czy sprzęt wytrzyma tą ekspedycję. Aparat okazał się jednak wspaniałym narzędziem do robienia zdjęć w podróży, przeszedł ekstremalny test na pracę w wysokich temperaturach, dzięki czemu mogę podzielić się obrazami z Punta Salinas.
Wyprawa ta była najbardziej ekstremalne doświadczenie w moim życiu, jeżeli chodzi o doświadczanie wysokich temperatur. Natomiast nagrodą za odwagę i determinację są zawsze przeżycia, które jak w głazie zostają wyryte w pamięci, pozostawiając ślad obcowania z absolutem.