Kilka zdjęć z Mikołajkowego poranka. Przycupnięty z aparatem obserwowałem, wstającego Stasia, jak schodzi z łóżka, aby zrobić poranny obchód. Krząta się, sprawdzając swoje ulubione miejsca by wreszcie dostrzec istotną zmianę w dotychczasowej konfiguracji zabawek. Wyczekuję łasy i spragniony widoku jego zaskoczenia, które to już wietrzeje by ustąpić miejsca fali przypływu radości. Patrzyć na jego zdziwienie i szczęście to takie przyjemne. Jest to jedną z tych rozkoszy, od których można się uzależnić. Czuję i nie mam wątpliwości, że to jest dobre.
Patrzę na synka i widzę, jak staje się dzień po dniu chłopcem, liniejąc z czasu niemowlęctwa. Chodzi już stawiając pewne kroki od kilku tygodni, artykułuje swoje myśli i potrzeby, pięknie mówi mama. Spoglądam następnie na swoje odbicie w lustrze i nie dostrzegam już żadnych cech w rysach, ani okrucha wieku lat dwudziestu. Przeminęło to co wydawało się wieczne, jestem w sile wieku a jeszcze niedawno będąc chłopcem próbowałem ogarnąć niewyobrażalną abstrakcję siły wieku.