Wiatry jesieni przegnały letnie wiaterki. Przegnały miesiąc za miesiącem. Pewnego dnia przyszedłem do pustego, ciszą ogrodu pościelonego gęstwą bluszczu i dzikich traw. Pod czereśnią, która nie wydawała się już tak wysoka rozgarnąłem bluszcz na ławce. Przysiadłem, zapaliłem papierosa i zaciągając się raz po raz zamyśliłem się. Zaduma ta smakowała miodem wspaniałych chwil dzieciństwa spędzonego z licznym kuzynostwem i piołunu czasu przemijania. To co widziałem, ogród porzucony, dziko zarośnięty oznaczał tylko jedno: starość, która przemogła swym zniedołężnieniem moich dziadków. Oznaczało to że jestem już prawie dorosły, że czas zmienił świat, że bardzo tęsknię za tamtymi dniami.
Wtedy właśnie jak dorosły zrozumiałem, że czas nie jest dany za zawsze, poczułem dotkliwie jego upływ. Są takie chwile które głębiej zapadają w pamięci a niżeli inne. Ta chwila wrył się w moją pamięć kliszą, którą oprawiona w mojej pamięć wisi na jednej z głównych ścian w bibliotece wspomnień czasu minionego.
Bardzo porusza mnie motyw ogrodu moich rodziców. Często go fotografuje i fotografować będę. Czuje jak właśnie kolejny raz historia się powtarza, jak kolejna pętla czasu rysuje swój okrąg. Dziwny jest ten świat, czasami go nie rozumiem. Jesteśmy tu tylko przez chwilę po co i dlaczego, nie wiem. ■