No to jesteśmy na miejscu. Pierwsze wrażenie to że jest nieznośnie gorąco. Dla ochłody i dla zaaklimatyzowania się do wysokich temperatur wypoczynek zaczynamy od plażowania. Zwiedzamy kilka plaż, każdy dzień na innej plaży. Na początek odwiedzamy te plaże, które leżą najbliżej Arbataxu. Arbatax to jedna z głównych miejscowości portowych na wschodnim wybrzeżu Sardynii. Jakoś nie porywają nas te plaże, taki Bałtyk, tylko z podgrzaną wodą i podmienioną fototapetą. To znaczy jest tłoczno, parasolki, leżaki, płasko i płytko. Na aklimatyzację w sam raz, byle nie za długo, ponieważ my lubimy doświadczać wszystkimi możliwymi zmysłami. Zaczynamy marzyć o dzikiej przyrodzie, górach i skałach, głębinach i piasku na plaży o takim miejscu gdzie woda mieni się barwami lazuru, błękitu i atramentu.
Aby znaleźć takie miejsce w jakim pragniemy spędzić czas, oddalamy się od Arbataxu. Jedziemy wzdłuż wybrzeża na południe jakieś 30 km. Celem jest plaża Su Sirboni. Jeszcze tylko krótki spacer skalistym wybrzeżem, wchodzimy na plaże i mamy dokładnie to czego chcieliśmy.
Su Sirboni to niewielka plaża usytuowana w urokliwej zatoczce otoczonej z jednej strony górami z drugiej strony granitowymi skałami o wspaniałym pomarańczowym odcieniu. Jest typowe kąpielisko z piaseczkiem ale są również takie miejsca gdzie do wody wchodzi się bezpośrednio ze skał zupełnie jak do basenu. Jest też niespodzianka dla bardziej odważnych, skała usytuowana w sposób dogodny do skakania z dużych wysokości. Jest niewielu ludzi, tłumy zostały na plażach turystycznych z parasolkami, tu zdecydowana większość plażowiczów to ludność lokalna więc i atmosfera od razu inna.
Tak nam się tu podoba że tracimy zupełnie i tak już niewielkie zainteresowanie plażami w bezpośrednim sąsiedztwie Arbataxu. Postanawiamy że chcemy tu wrócić na wschód słońca i spędzić cały dzień do zachodu.