Pora na zmianę diety, na rozszerzenie menu spożywanych posiłków przez małego Stasia. Nie przychodzi to łatwo, przebrnąć przez rozczarowanie i zawód jakim jest pospolity smak dyni, marchewki, moreli, jabłka i gruszki. Gdzie tam, tym wszystkim potrawom do smaku mleczka mamusi. Zresztą co my dorośli możemy wiedzieć używając słowa smak mówiąc o matczynym mleku. Smak jest zresztą całkowicie nieodpowiednim określeniem dla anielskiej symfonii słodyczy, bliskości, ciepła i zapachu mamy, wypełniającego poczucia bezpieczeństwa zamieniającego się senne marzenia… Tak, póki co to wielka ulga dla Stasia, kiedy to może już zakończyć obcowanie z nowinkami kulinarnymi a braki w baku uzupełnić tym co najwspanialsze.
Gdy tę kwestię mamy już uregulowaną wyruszamy w teren. Azymut na Rogalin, Dęby rogalińskie i łęgi nadwarciańskie. Jest ponura pogoda jednak w ogóle to nie przeszkadza a nawet pasuje do tych wszystkich rozlewisk które są o tej porze roku. Jest baśniowo jak w krainie Narni.