Wiele dni nie mogłem się przemóc, by zajrzeć do folderu z tymi zdjęciami w celu ich przeselekcjonowania i obróbki w ciemni cyfrowej. Przez pewien czas myślałem nawet o tym, aby je usunąć z twardego dysku będąc przekonanym, że nie znajdę tu żadnych ciekawych klatek. Prawda jednak jest taka, że bałem się wspomnień i uczuć, które są zapisane na tych zdjęciach. Najwygodniej choć nie najrozsądniej było by mi o nich zapomnieć, odbierając sobie możliwość konfrontacji z tymi emocjami z perspektywy czasu.
Tego dnia, kiedy robiłem zdjęcia moc przeżyć powodowała, że nie radziłem sobie z obsługą aparatu, błędnie ustawiałem ekspozycję, nie trafiałem z ostrością, trudno było mi panować nad kompozycją. Na szczęście pliki RAW i jakoś matrycy mojego aparatu pozwala i wybacza wiele niedociągnięć, które mogłem zniwelować w procesie obróbki.
Ale do rzeczy, ponieważ znowu próbuję ominąć temat szerokim łukiem pisząc nie o tym, o czym opowiadają te zdjęcia. Jest to kolejna krótka historia utrwalona na kilku klatkach mówiąca o radości powitań i smutku pożegnań. Miesiąc temu przyleciał brat z swoją rodziną na krótkie wakacje w Polsce. Trudno nam z naszej perspektywy wyobrazić sobie jak wakacje w naszym kraju mogą być atrakcyjne propozycją w porównaniu z krainą, z której przybyli. Jednak tęsknota robi swoje.
Zmieniają się te nasze spotkania, rozłąka robi swoje. Widać już symptomy tego procesu, który po wielu latach prowadzi do tego, że kartka pocztowa wysłana raz w roku na święta staje się substytutem relacji rodzinnych. Na szczęście jeszcze tak nie jest i oby nigdy tak się nie stało. Natomiast na pewno było tym razem dużo mniej zaangażowania emocjonalnego. Po prostu tak jest łatwiej i mniej boli przy rozstaniu, które właśnie dzisiaj ma miejsce.
Szerokiej drogi i powodzenia, niech wasze żagle wypełniają ciepłe pomyślne wiatry. Oby wiały tak abyśmy niebawem mogli spotkać się ponownie.